Dziś Julka poszła pierwszy raz do żłobka - co prawda na 2,5 h ale jak dla mnie to była wieczność. A jakie ja miałam plany w ciągu tych 2,5 h, umyję okna, posprzątam itp - a tu klapa siedziałam i myślałam czy Julka płacze, czy najedzona, czy przewinięta - totalna katastrofa myślowa :( Pierwsze wrażenie po przejściu progu drzwi - "nie ma źle" w tle pioseneczki o grzybkach , dzieci uśmiechnięte od ucha do ucha - normalnie cud, miód i orzeszki :) ale jak Ją oddawałam obcej babie to już nie było kolorowo w ogóle myślałam że się rozkleję - i te spojrzenie Julki w moim kierunku "gdzie ja ją daję". Po tych długich 2,5 h Pani "ciocia" opiekunka powiedziała, że Julka jest fajna i nic nie płakała - że bardzo fajnie zniosła ten pierwszy dzień :) aż mi kamień z serducha spadł. Patrząc na liczbę godzin przespanych przez Julkę po przyjściu do domu stwierdzam , że ona tam się mega zmęczyła po prostu przyjechała padnięta :) Oby każdy dzień w żłóbku był taki bezproblemowy !!
Hej, Kama:))!
OdpowiedzUsuńTak czytałam o tym pierwszym dniu i mi się przypomniał pierwszy dzień moje młodego, oj ja to gorzej niż on znosiłam:))!Śmieszne, że mamy zawsze tak to przeżywają!!A malutka jest śliczna:)!